środa, 28 kwietnia 2010
WEGANIZM
Mhm...pomyślałam sobie dzisiaj, że może warto wrzucić tutaj link do artykułu, który kiedyś pomógł mi się rozeznać w tym JAK GŁĘBOKO powinnam zaczytywać się w skład produktów, czy odrzucać produkty, które jedynie "być może" zawierają "złe" składniki, i czy lepiej kupić tańsze buty z klejem niewiadomego pochodzenia, czy 100% vegan, sprowadzane z Ameryki za konkretną cenę :) Dzięki temu artykułowi zrozumiałam, że dużo ważniejszy jest aktywizm, pokazywanie znajomym, że weganizm jest prostszy niż myślą. Wiadomo, nie każdy pod moim wpływem zostanie weganinem, ale znajomi po rozmowach ze mną wybierają jajka ekologiczne, albo np. robią sobie jeden dzień w tygodniu bez mięsa, i to jest już sukces. I dużo więcej znaczy to dla mnie niż pochodzenie kleju w butach. Tak mi się przynajmniej teraz zdaje.
wtorek, 27 kwietnia 2010
Wegańskie radio, freegańskie blogi i kilka słów o wodzie
Czyli garść inspirujących linków:
-veganfreakradio- to jak dla mnie rewelacyjna metoda na naukę angielskiego i chłonięcie wegańskich informacji. Szkoda, że od roku nieaktualizowane, ale można posłuchać wcześniejszych audycji.
- dwa freegańskie blogi:nakedmonk , funkypunkyg , również bardzo inspirujące dla wszystkich pragnących ograniczyć kupowanie :)
- WODA. Wpadłam dzisiaj przypadkiem na artykuł o niebezpieczeństwach jakie niesie za sobą picie wody z kranu. Przyznam się szczerze, że po przeczytaniu całej listy chorób, które mogą mi się przytrafić od razu poczułam się słabo:) Kranówy piję ostatnio dużo, a w obecnie wynajmowanym mieszkaniu ta woda naprawde jest smaczna. Ponadto zainspirował mnie ku temu ten filmik i badania z Uniwersytetu Łódzkiego, które ujawniały, że woda z kranu nie różni się wiele składem od np. ukochanej przez wszystkich moich znajomych KROPLI BESKIDU(zawsze Coca-cola la la la), Nałęczowianki (Nestle Waters) czy Żywiec Zdrój (Danone) o której tutaj piszą osobno. Na szczęście Tu znalazłam naprawdę ciekawy artykuł , co ważne osadzony w polskich realiach, który niczym dotknięcie magicznej różdżki na nowo sprawił, że poczułam się zdrowsza, a wszystkie choroby się cofnęły :)
Oto kilka ważniejszych zdań:
"W jednym przypadku kontrola stwierdziła nawet oferowanie wody pod nazwą „woda niegazowana – krystalicznie czysta”, która była czerpana bezpośrednio z sieci wodociągowej w Ostrowie Wielkopolskim. Jak ustalono, woda ta nie posiadała kwalifikacji PZH, a przedsiębiorca wprost z kranu rozlewał ją do butelek. "
" Analiza składu mineralnego nie pokazała większych różnic między wodami źródlanymi i badanymi wodami z kranu( w Warszawie)"
"Nawet w Warszawie, gdzie Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji inwestuje w modernizację ujęć, stacji uzdatniania i wodociągów, płynie coraz lepsza i smaczniejsza woda z kranów. "
poniedziałek, 26 kwietnia 2010
PLANETE DOC REVIEW 7-16 MAJA, WARSZAWA
W tym roku na festiwalu uczta dla wszystkich smakoszy dokumentów zaangażowanych ekologicznie. W repertuarze cały cykl KLIMAT NA ZMIANY, a w nim do obejrzenia aż 10 filmów. Najciekawsze wydały mi się:
-"Bezrybie", o bezmyślnej eksploatacji morskich zasobów przez człowieka."Naukowcy przewidują, że przy połowach na taką skalę jak dziś, morskie pożywienie stanie się przeszłością już w 2048 roku. "
-"Biznes kwitnie" o holenderskich tulipanach hodowanych w krajach trzeciego świata. Właściciele fabryk oczywiście nie szanują praw pracowników, za to masowo zatruwają pobliskie zbiorniki wodne groźnymi chemikaliami.
-"Tęczowi wojownicy" o pierwszych aktywistach Greenpeace.
-"Jądro wieczności" o pierwszym podziemnym schowku odpadów nuklerarnych.
A na deser apetyczny zdaje się film "Ito. Kapłan w wielkim mieście" o byłym bokserze, który został buddyjskim mnichem. Obecnie prowadzi mały bar i udziela nauk buddyjskich swoim klientom :)
Dla wszystkich którym nie uda się dotrzeć w tych dniach do Warszawy polecam możliwość obejrzenia za darmo najlepszych pozycji z poprzednich lat festiwalu na IPLEX.PL
piątek, 23 kwietnia 2010
środa, 21 kwietnia 2010
Wakacje!
W niedzielę słońce zalało Warszawę, więc dziarsko ruszyłam walczyć o swój kawałek trawy na Polu Mokotowskim. Konkurencja nie pozostawiała nawet cienia złudzeń, że oto da się wypocząć na łonie przyrody. Kiedy w końcu jakaś rodzinka rozbiła swój obóz półtora metra odemnie, mając za nic moje prawo do świętego spokoju, dałam za wygraną. Zabrałam swój kocyk i potykając się o innych niedzielnych wylegiwaczy zrozumiałam, że nie chcę tak spędzić nadchodzącego lata. Tymbardziej, że i moja firma żywicielka mniej ma mi w te dwa upalne(mam nadzieje, że będą upalne) miesiące do zaoferowania. Pozostaje tylko znaleźć odpowiedniego opiekuna do moich kociaków i bye bye warszawski zgiełku! Jak to jednak zrobić, żeby było ekologicznie, tanio, cicho, zielono i przyjemnie? Odpowiedzią może być oferta WWOOF (World Wide Opportunities on Organic Farms) organizacji, która działa w kilkudziesięciu krajach zrzeszając tysiące gospodarzy ekologicznych i wolontariuszy pragnących poświęcić swój czas na doglądanie sadzonek, zrywanie jabłek, pielenie grządek, a potem opalanie się, dłuuugie spacery po lesie i zasypianie w idealnej ciszy. Czyli pomagamy rolnikom, a w zamian mamy darmowe spanie i jedzenie. I świeże powietrze. W projekcie bierze już udział kilkanaście polskich gospodarstw, ale dla żądnych przygód obcojęzycznych, do wyboru do koloru gospodarstwa bodajże na całym świecie.
Więc w drogę!
p.s. musicie się koniecznie (bezpłatnie) zarejestrować na stronie WWOOF, żeby widzieć ofertę gospodarstw.
wtorek, 20 kwietnia 2010
VEGEBOX
Plan jest taki. Przyszła wiosna. W sklepach coraz więcej krajowych warzyw. Ja jednak jedzenia mam zamiar szukać nie tylko w sklepach, ale i w sklepowych śmietnikach. Przynajmniej częściowo, bo postanowiłam również zaopatrywać się w ekologiczne warzywa prosto od dostawców. Myślę, że taki mix to zrównoważona dieta zarówno dla mojego portfela jak i organizmu pragnącego czystych, zdrowych akumulatorów.
Dlaczego bezpośrednio od rolników?
Bo nie mam zamiaru płacić dziesięciokrotnej wartości "zwykłego" pestycydowego warzywa w eko sklepach. Wiadomo. Każdy pośrednik musi zarobić.
Zaczęłam więc rozglądać się za bezpośrednimi dostawcami, którzy przyjeżdzają raz, dwa razy w tygodniu do Warszawy ze swoimi plonami. "Swojego" rolnika jeszcze nie znalazłam, natknęłam się natomiast na bardzo przyjemną stronkę VEGEBOX.pl powstałą z inicjatywy dwóch absolwentów Międzywydziałowych Studiów Ochrony Środowiska. Nadal pozostaje problem pośrednictwa, ceny jednak nie wydają się wygórowane. Jeżeli zrzucimy się ze znajomymi na skrzynkę, to i koszty dostawy spadają do zera. W ofercie nie tylko warzywa, również przetwory, zboża i zioła. Ważne, że wszystko z ekologicznymi certyfikatami. Podoba mi się :)
Witarianizm!
Znalazłam dzisiaj w sieci trailer filmu propagującego witarianizm. Jest on tak śmiesznie i do bólu amerykański, że aż momentami ręce opadają. Piękni, silni ludzie. Dynamiczny montaż. Cudnie. Aż chce się rzucić z miejsca na surowizne. Oczywiście zapominają wspomnieć o tych wszystkich ciężkich chwilach wyziębienia, toksynach które z ciebie wychodzą w pierwszych dniach rozwalając ci głowę, trzęsawce rąk.Ale co tam. Wybaczam im. Przecież działają w dobrej wierze.Po amerykańsku:) No, prawie dobrej, bo na ichnej stronie www.gorawnow.com znaleźć można
wszelkiego rodzaju wegańskie suplementy na wszelkie dolegliwości, po wiadomo jakiej cenie;)
A jeżeli ktoś ma trochę więcej czasu i cierpliwości
zapraszam do obejrzenia dłuższego filmu
dokumentalnego o rodzinie, która postanowiła
wychować dzieci na diecie witariańskiej, bez
przemocy i pośpiechu. Na youtubie do znalezienia
dwanaście "odcinków" tego filmu.
wege kucharz
To może być ciekawa praca na wakacje....u mnie z gotowaniem dla mas słabo, ale może ktoś się skusi:)
Mówisz i masz!!
Parę dni temu pisałam o mojej tęsknocie za akcjami wolnej wymiany przedmiotów na warszawskiej ziemi. A dzisiaj trafiam na coś takiego:)
poniedziałek, 19 kwietnia 2010
Żywność masowego rażenia
Jakieś trzy tygodnie temu w "Przekroju" ukazał się ciekawy artykuł o przemyśle spożywczym. Publikacja ta jest w dużej mierze oparta na filmie "FOOD INC." dlatego osoby, które ten film widziały nie znajdą tam żadnych nowości. To co mnie jednak cieszy to fakt, że tego typu publikacje drukują już nie tylko niszowe eko,wege magazyny, ale tygodniki społeczno-kulturalne o znacznie większym nakładzie. Dzięki temu (mam nadzieje) ten temat staje się dla zwykłych zjadaczy schabowego już nie tylko bełkotem brudnych ekoterrorystów, który łatwo odrzucić i wyprzeć, ale poważnym problemem społecznym (jeszcze raz powtórzę- MAM NADZIEJĘ!!!).
obrazek sciągnięty z przekroj.pl
niedziela, 18 kwietnia 2010
sobota, 17 kwietnia 2010
Naprawde Wolny Rynek
Od jakiegoś czasu staram się nie wydawać pieniędzy na rzeczy, które mogę dostać/wymienić. W moim mieszkaniu znalazły się ostatnio takie "dobra" jak lampa, lokówka, noże, garnki, wyciskarka do owoców, książki czy plecak.Wszystko to dostałam lub co lepsze wymieniłam na zalegające w szafach przedmioty. I marzy mi się takie miejsce w Warszawie, gdzie można będzie przynosić te wszystkie niepotrzebne rzeczy i brać sobie to co RZECZYWIŚCIE przyda nam się w codziennym życiu. Oczywiście nie jest to nowatorski pomysł. W wielu miasta od lat już organizowane są tego typu targi. Oto fragment artykułu, który znalazłam w Organ:
"Raz w miesiącu w centrum naszego miasta zbiera się ponad dwieście osób. Pochodzą z różnych grup i środowisk, z tak zwanych nizin społecznych jak i klasy średniej, przynoszą ze sobą przeróżne rzeczy - od biżuterii po drewno na opał, wszytko po to, aby rozdać to według zasady: daję co mam, biorę co potrzebuję. (...)
Kiedy już uda Ci się zorganizować pierwsze "Wolne Rynki", zobaczysz, że następne będą "robić" się same - ludzie przyzwyczają się do miejsca i do cyklicznego terminu, będą więc przychodzić sami. Podstawowym elementem jest więc miejsce - musi być neutralne, gdzie wszyscy czują się równi. Najlepiej oczywiście przestrzeń publiczna - park czy skwer.(...)
Kolejną sprawą jest reklama - oprócz ulotek, plakatowania czy darmowej reklamy w lokalnym radiu i internecie, warto zaprosić na "Wolny Rynek" zaufane organizacje pomocy społecznej działające w Twoim rejonie, zawsze są w potrzebie, mogą też dużo pomóc przy organizacji imprezy.
Uważaj by akcja nie zamieniła się charytatywne dawanie biednym przez bogatych, spróbuj zaprosić na nią ulicznych artystów, lokalnych usługodawców i rzemieślników, zorganizować grupę, która zajmie się dziećmi podczas imprezy. Ma to być ciekawe, lokalne wydarzenie, prezentowanie innego podejścia do życia, a nie tylko wymiana starych ciuchów. Pamiętaj też, że należy mieć plan co zrobić z rzeczami, które zostaną po "Wolnym Rynku"(...)
Ponieważ jest wystarczająco dużo zasobów dla każdego!
Ponieważ dzielenie się daje więcej spełnienia niż posiadanie!
Ponieważ korporacje raczej zaleją wysypiska śmieci, niż pozwolą komuś na wzięcie czegoś za darmo!
Ponieważ niedobór jest mitem, który utrzymuje nas na łasce ekonomii!
Ponieważ słoneczny dzień na zewnątrz jest lepszy niż cokolwiek co można kupić za pieniądze!
Ponieważ "wolny handel" jest słowną sprzecznością!
Ponieważ nikt nie powinien pozostawać bez jedzenia, schronienia, rozrywki i społeczności!
Ponieważ życie powinno stać się piknikiem i będzie nim jeśli sami o to zadbamy!"
ZORGANIZUJ SWÓJ WŁASNY "WOLNY RYNEK"
Kiedy już uda Ci się zorganizować pierwsze "Wolne Rynki", zobaczysz, że następne będą "robić" się same - ludzie przyzwyczają się do miejsca i do cyklicznego terminu, będą więc przychodzić sami. Podstawowym elementem jest więc miejsce - musi być neutralne, gdzie wszyscy czują się równi. Najlepiej oczywiście przestrzeń publiczna - park czy skwer.(...)
Kolejną sprawą jest reklama - oprócz ulotek, plakatowania czy darmowej reklamy w lokalnym radiu i internecie, warto zaprosić na "Wolny Rynek" zaufane organizacje pomocy społecznej działające w Twoim rejonie, zawsze są w potrzebie, mogą też dużo pomóc przy organizacji imprezy.
Uważaj by akcja nie zamieniła się charytatywne dawanie biednym przez bogatych, spróbuj zaprosić na nią ulicznych artystów, lokalnych usługodawców i rzemieślników, zorganizować grupę, która zajmie się dziećmi podczas imprezy. Ma to być ciekawe, lokalne wydarzenie, prezentowanie innego podejścia do życia, a nie tylko wymiana starych ciuchów. Pamiętaj też, że należy mieć plan co zrobić z rzeczami, które zostaną po "Wolnym Rynku"(...)
Ponieważ jest wystarczająco dużo zasobów dla każdego!
Ponieważ dzielenie się daje więcej spełnienia niż posiadanie!
Ponieważ korporacje raczej zaleją wysypiska śmieci, niż pozwolą komuś na wzięcie czegoś za darmo!
Ponieważ niedobór jest mitem, który utrzymuje nas na łasce ekonomii!
Ponieważ słoneczny dzień na zewnątrz jest lepszy niż cokolwiek co można kupić za pieniądze!
Ponieważ "wolny handel" jest słowną sprzecznością!
Ponieważ nikt nie powinien pozostawać bez jedzenia, schronienia, rozrywki i społeczności!
Ponieważ życie powinno stać się piknikiem i będzie nim jeśli sami o to zadbamy!"
Problem z tego typu akcjami polega na tym, że często dzieją się one w kręgu określonej grupy osób czy subkultury, i wszyscy z "zewnątrz" biorąc udział w takich akcjach czują się nieswojo. Mnie na przykład męczy, że weganizm, freganizm, antykonsumpcjonizm często automatycznie łączone są z określonym typem muzyki, sposobem ubierania się. Ten temat również jest poruszany w przytaczanym artykule:
"PUŁAPKI
Jak każda taktyka, "Wolne Rynki" mogą zawieść jeśli będą organizowane w nieodpowiedni sposób. Najczęstszym błędem jest organizowanie ich w sposób podobny do demonstracji: nie można przesadzać z ideologiczną indoktrynacją, zbyt dużo ulotek z A w kółeczku, zbyt dużo słów o "sprawiedliwości społecznej", wiązanie wydarzenia tylko z koalicją lokalnych grup lewicowych prowadzi do bezsensownego zawężenia akcji. Model "Wolnego Rynku" działa ponieważ jest naturalnie radykalny - przerost formy nad treścią może doprowadzić tylko do odwrócenia się ludzi i wyalienowania pomysłu z lokalnej tkanki społecznej. Oczywiście nie trzeba ukrywać własnych przekonań i zaangażowania, należy jednak upewnić się, że nie ono nadaje ton akcji - najważniejsze tutaj jest to, że wszyscy są zaproszeni, by przyjść i dzielić się rzeczami, tak po prostu.
Innym powodem dla którego "Wolne Rynki" często się nie udają jest to, że odbywają się na terytorium jednej określonej grupy czy subkultury. Jeśli prawie wszyscy uczestniczący pochodzą z tego samego środowiska, ci którzy są spoza będą czuć się obco. Organizując tę akcję w swym mieście po raz pierwszy trzeba więc zwrócić uwagę, by dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców.
Jeśli organizujecie "Wolny Rynek" tylko od czasu do czasu - raz na kwartał, lub rzadziej, nie spodziewajcie się tłumów. Podobnie jak przy akcji Jedzenie Zamiast Bomb, konsekwencja jest tu najważniejszym elementem. Regularne organizowanie "Wolnych Rynków" sprawi, że będzie uczestniczyć w nich coraz więcej ludzi - przekaz ustny sąsiadów zdziała stokroć więcej niż tysiąc Waszych ulotek. "
Jak każda taktyka, "Wolne Rynki" mogą zawieść jeśli będą organizowane w nieodpowiedni sposób. Najczęstszym błędem jest organizowanie ich w sposób podobny do demonstracji: nie można przesadzać z ideologiczną indoktrynacją, zbyt dużo ulotek z A w kółeczku, zbyt dużo słów o "sprawiedliwości społecznej", wiązanie wydarzenia tylko z koalicją lokalnych grup lewicowych prowadzi do bezsensownego zawężenia akcji. Model "Wolnego Rynku" działa ponieważ jest naturalnie radykalny - przerost formy nad treścią może doprowadzić tylko do odwrócenia się ludzi i wyalienowania pomysłu z lokalnej tkanki społecznej. Oczywiście nie trzeba ukrywać własnych przekonań i zaangażowania, należy jednak upewnić się, że nie ono nadaje ton akcji - najważniejsze tutaj jest to, że wszyscy są zaproszeni, by przyjść i dzielić się rzeczami, tak po prostu.
Innym powodem dla którego "Wolne Rynki" często się nie udają jest to, że odbywają się na terytorium jednej określonej grupy czy subkultury. Jeśli prawie wszyscy uczestniczący pochodzą z tego samego środowiska, ci którzy są spoza będą czuć się obco. Organizując tę akcję w swym mieście po raz pierwszy trzeba więc zwrócić uwagę, by dotrzeć do jak najszerszego grona odbiorców.
Jeśli organizujecie "Wolny Rynek" tylko od czasu do czasu - raz na kwartał, lub rzadziej, nie spodziewajcie się tłumów. Podobnie jak przy akcji Jedzenie Zamiast Bomb, konsekwencja jest tu najważniejszym elementem. Regularne organizowanie "Wolnych Rynków" sprawi, że będzie uczestniczyć w nich coraz więcej ludzi - przekaz ustny sąsiadów zdziała stokroć więcej niż tysiąc Waszych ulotek. "
Całość do przeczytania tutaj
piątek, 16 kwietnia 2010
KASZI
Dzisiaj wpadłam na pomysł przyrządzenia wegańskiej wersji kaszi. Kaszi wyglądem przypomina sushi i podobnie jak jego japoński kuzyn owinięty jest glonem nori. Wewnątrz natomiast zamiast ryżu- kasza jęczmienna, zamiast ryb-wędliny, sery i warzywa. Sos sojowy zastępuje sos jogurtowy lub musztardowy.
Wegańskie kaszi robi się bardzo szybko. Myślę, że całość zajęła mi niecałe 25 min. Wstawiłam kaszę do gotowania, w międzyczasie pokroiłam w drobne paski warzywa, które akurat miałam w lodówce:
ogórek
awokado
białą rzodkiew
paprykę
kiełki
pietruszkę
Na patelnie wrzuciłam pokrojone w paseczki tofu naturalne.
Jak tylko kasza "doszła" i trochę ostygła ułożyłam ją na glonach nori, na nią warzywa i zwijamy.
Jadłam umoczywszy uprzednio w sosie tamari-akurat taki miałam, namawiam jednak do eksperymentu z innymi sosami.
Niestety nie opanowałam jeszcze za dobrze sztuki krojenia, a i odpowiednio ostrego noża mi brakuje, pożyczam więc zdjęcie stąd. Dodam, że nawet te porcje które uległy rozpadowi bosko smakują polane sosem.
Co najważniejsze- najadłam się do syta(za pare złotych), czuje się lekko i mam nadprogramowo dużo energii :) Polecam :)
czwartek, 15 kwietnia 2010
piątek, 9 kwietnia 2010
norweskie krowy...
No i norweska przygoda skończona. A norweskie krowy wcale nie są takie szczęśliwe jak to pokazują w ichnej telewizyjnej reklamie McDonalda :( Chociaż przyznać trzeba, że silne odmiany krów mięsnych trzymane są przez niemalże cały rok na zewnątrz. Krowy mleczne natomiast(nie licząc tych z gospodarstw ekologicznych) przez dwa letnie miesiące wypuszczane są na pastwiska gdzie się pasą bez ograniczeń. Dobre i to :) Nawet zastanawiałam się poważnie nad podjęciem w okresie wakacyjnym pracy przy wypasie krów czy owiec... przez miesiąc, dwa tylko ja, krowy, drewniany domek(często bez prądu), i zielone, bezludne przestrzenie...a w dodatku można jeszcze za to dostać całkiem niezłe pieniądze. Po przemyśleniu jednak doszłam do wniosku, że w ten sposób chcąc nie chcąc będę w samym centrum tego od czego uciekam- wykorzystywania zwierząt, czynienia z nich podwładnych. I mimo całego uroku pracy ze zwierzętami to niestety prędzej czy później każde z nich skończy jako cięlęcina, wołowina, jagnięcina...
Przy okazji w końcu miałam okazję porozmawiać z uczciwym hodowcą krów który przyznał, że owe muszą być cały czas zacielane, aby dawały dużo mleka. Jak któraś daje mleka za mało to bye bye, idziesz do rzeźni maleńka. Piszę to , ponieważ kilka osób próbowało mi wmówić , że krowa całe życie ma mleko, a my dojąc ją, uwalniamy ją od problemu jego nadmiaru :)
Przy okazji w końcu miałam okazję porozmawiać z uczciwym hodowcą krów który przyznał, że owe muszą być cały czas zacielane, aby dawały dużo mleka. Jak któraś daje mleka za mało to bye bye, idziesz do rzeźni maleńka. Piszę to , ponieważ kilka osób próbowało mi wmówić , że krowa całe życie ma mleko, a my dojąc ją, uwalniamy ją od problemu jego nadmiaru :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)