niedziela, 13 września 2009

ale właściwie po co mi ten weganizm?

Domyślam się, że nie muszę już nikomu tłumaczyć idei i sensu wegetarianizmu, ale o co właściwie chodzi z tym całym weganizmem? Że niby jajek, mleka i serów też nie? Ale po co? Przecież to nie żyje. Nikogo nie zabijam.

Owszem. Nikogo nie zabijam. I właściwie nie mam nic przeciwko jajkom i mleku... i jak już będę miała ten domek na wsi to być może będę tam też miała kury, kozy i krowę. Ale jeszcze go nie mam, a to co oferują nam sklepy jest niestety dalekie od wiejskiej sielanki. I o to w tym wszystkim chodzi. O tragiczne warunki w których przetrzymywane są zwierzęta hodowlane. O ból i cierpienie, a dodatkowo też o antybiotyki i inne ulepszacze, które zjadasz z jajkiem i wypijasz z mlekiem. Dla mnie mięso i produkty pochodzenia zwierzęcego to jedna i ta sama historia. Nie wiem dlaczego w dalszym ciągu miałabym udawać, że tak nie jest. Na szczęście jest alternatywa. Ekologiczne farmy wychodzą na przeciw wszystkim którzy nie chcą już dłużej ignorować faktu, że jedzą jajka od kur bez dziobów, nie mogących przez całe życie się poruszyć nawet na kilka centymetrów, i pić mleka od krów które nigdy nie widziały słońca.

Początkowo po prostu przerzuciłam się na takie produkty. Z czasem zauważyłam, że przestały mi one być potrzebne. Na myśl o jajecznicy robi mi się niedobrze...za to sojecznica....mhmmmmm J

Innym bardzo ważnym dla mnie argumentem prowegańskim jest zdrowie. Całe życie miałam problemy z trawieniem. Po posiłkach często czułam się ciężka, ospała, bez energii. Wszystko zmieniło się odkąd wyeliminowałam produkty odzwierzęce. Poprawił mi się też wygląd skóry, jelita pracują regularnie.

Co ciekawe, mimo, że w przeszłości byłam słodyczowym potworem-zjadałam wszystkie słodkości w zasięgu wzroku, odkąd przerzuciłam się na weganizm słodycze w ogóle mnie nie kręcą. Kręci mnie za to gotowanie. Wkręca coraz bardziej...

Regularne badania krwi wykazują, że wszystko w normie.

Najważniejszy jest dla mnie jednak spokój wewnętrzny i spójność między uczuciami a czynami. Staję się sobą. Taką jaka jestem. Jaka zawsze byłam tylko schowana pod maskami i bezradnością która towarzyszyła mi od dzieciństwa. W końcu potrafię się sprzeciwić i nie brać udziału w tej masowej paranoi ery supermarketów i photoshopa.

Na koniec zaznaczę tylko, że jestem cały czas „w procesie“ przechodzenia na weganizm i zdarza mi się jeszcze czasem zjeść coś odzwierzęcego. Daję sobię jeszcze czas...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz