sobota, 26 czerwca 2010

PESTYCYDY I INNE ŚWIŃSTWA KTÓRYCH TAK BARDZO SIĘ BOIMY

Dzisiaj znajoma zapytała mnie, jak mogę jeść te wszystkie surowe warzywa pełne chemii, którą rolnicy w nie pakują ku obfitych plonów. Przecież dzięki obróbce termicznej chociaż część tego usuwamy.
Hmm....niestety nie jestem w tej dziedzinie specjalistką, ale:

po pierwsze: staram się kupować ekologiczne warzywa. Przynajmniej ok. 50 % z tego co jem.
po drugie: kupuje owoce i warzywa we właściwym dla nich sezonie, czyli wtedy, kiedy dojrzewają w moim regionie, a przy okazji są najtańsze. Im bliżej rosły mojego miejsca zamieszkania tym lepiej. Mniej ryzyka, że były traktowane chemikaliami , aby podnieść ich trwałość podczas transportu (jedyna moja słabość to awokado i banany :)

Mam też dobrą wiadomość. Są sposoby na pozbycie się pestycydów, nawozów, środków owadobójczych i innych takich.
Jednym z nich jest
EX’SIR(pod tym linkiem pełny opis produktu) dostępny w sklepie evergreen.pl




Są również domowe sposoby na pestycydy (niestety nie pamiętam na jakiej stronie to znalazłam):
  1. "Składniki (2 szklanki płynu):

    1 szklanka wody

    1 szklanka octu

    1 łyżka sody oczyszczonej

    20 kropli wyciągu z pestek winogron

    Uwaga: wyciąg z pestek winogron służy jako naturalny środek konserwujący, możesz go pominąć jeśli przygotujesz płyn jako środek do jednorazowego umycia wszystkich warzyw.

    Wymieszaj wszystkie składniki w wysokim naczyniu. Rób to delikatnie, bo kombinacja octu i sody oczyszczonej ma silne właściwości pieniące. Gdy roztwór przestanie się pienić przelej go do butelki z rozpylaczem. Spryskaj tym płynem warzywa przed jedzeniem, odczekaj 10 minut i dokładnie opłucz wodą.

    Uwaga: Nie pryskaj tym płynem grzybów, bo nasiąkną nim.

    Tak oczyszczone warzywa będą na pewno zdrowsze ale oczywiście nie staną się przez to ekologicznymi. Spryskaniem nie pozbędziesz się też 100% pestycydów ale warzywa będą dużo czystsze a więc i zdrowsze niż warzywa jedynie płukane w wodzie. Tak więc jeśli nie możesz używać w pełni ekologicznych warzyw, przynajmniej postaraj się je oczyścić maksymalnie z pestycydów."

Niestety nie dotarłam do żadnych źródeł o skuteczności tych metod, ale to zawsze "coś" więc czemu by nie spróbować???

p.s. A może ktoś z was wie coś więcej na ten temat?

NA LENIWO

Dzisiaj piękna, leniwa sobota pracująca. Z tej okazji zdjęcie dnia. A nawet dwa:




A dla wszystkich wielbicieli tych stworzeń polecam TEN FILM :)

Leniwce są niesamowite. Śpią po 22 godziny dziennie. Nie potrafią chodzić chociaż mają cztery kończyny, jak już muszą zejść na ziemię to... pełzają. Odżywiają się wegańsko:)
Mają niezwykłą odporność na infekcje. Nawet głębokie zranienie nie przeradza się w zakażenie.
Niestety zagraża im wyginięcie z powodu wycinania brazylijskich lasów równikowych :(

znalezione na pinktreefrog.typepad.com

I jeszcze fajna stronka z surowymi przepisami....dla tych którzy myślą, że surowe musi być nudne:)
GONE RAW.COM

piątek, 25 czerwca 2010

Jemy za darmo



Wracając dzisiaj z pracy takie oto rzeczy znalazłam "na śmietniku".
Wszystkie winogrona są smaczne i będzie z nich jutro koktajl :)

środa, 23 czerwca 2010

VITA VITA!!!!!


Zabawne, że jeszcze kilka lat temu będąc wegetarianką, uważałam wegan za nieszkodliwych szaleńców :)
Podobnie będąc weganką myślałam o vita weganach. A dzisiaj...mhm.
Jakieś dwa tygodnie temu dokładniej zaczęłam się wczytywać w relacje surojadów. Powiem szczerze, że bardzo zachęcająco brzmiały zdania typu: "mam bardzo dużo energii", "wróciłem do zdrowia", "zrzuciłem 20 kilo", "stałem się spokojniejszy" itd itp.
Pomyślałam sobie, że skoro mamy pełnię polskich warzyw dostępnych za małe pieniądze to czemu by nie spróbować??? Tymbardziej, że od jakiegoś czasu często pijałam koktajle bananowo-warzywne i czułam się po nich świetnie!
Założyłam sobie (jak większość witarian na początku), że będzie to tylko 7 oczyszczających dni, a potem....zobaczymy.
Mija właśnie 10 dzień...wróciłam do domu po 10 godzinach pracy i nie mam najmniejszej ochoty bezczynnie leżeć na łóżku :) Co śmieszniejsze, zjadłam dzisiaj tylko trochę sałatki i miskę gazpacho. I nie ciągnie mnie do kuchni, żeby klasycznie coś przegryźć. Bo po co?
Ale zacznijmy od początku:
Cały poprzedni tydzień wyglądał tak:
Rano koktajl, w pracy trochę sałatki, po powrocie do domu sałatka. Jak tylko czułam głód łapałam za orzechy. Jadłam ich dosyć dużo.Myślę, że za dużo, ale okazało się, że było mi to potrzebne tylko na początek na przetrwanie. Od ok. 4 dni jem tylko kilka orzechów dziennie. Do popołudniowych sałatek wrzucałam sobie małe "grzeszki" w postaci tempehu, tofu. Miałam taką tęsknotę za jakimś "konkretem", a one mi tego dostarczały. Dwa razy zjadłam też na śniadanie kaszkę gryczaną(energia po niej jest nieporównywalnie mniejsza niż po smoothie).Nie przejmowałam się tym zbytnio ponieważ uważam, że ta dieta ma być dla mojej przyjemności, a nie dzikich męczarni. Nie czułam jakiegoś wielkiego kopa energii, po prostu normalne samopoczucie (trzeciego dnia czułam się może trochę słabo). W międzyczasie kupiłam ekologiczne warzywa (mniam mniam).
Na marginesie: Nie jestem fanką owoców. Wg. makrobiotyki mają one za dużo jin co powoduje nierównowagę w organiźmie. Obserwując dokładnie swoje ciało widzę, że po owocach jestem zdecydowanie ospała(truskawki, arbuz). Myślę jednak, że każdy powinien sam sprawdzić swoje ciało.
Minął tydzień, a mi się ani myśli porzucać warzywka :) Dopiero zaczyna się cała zabawa :)
Wstaje rano w pełni wyspana (organizm nie musi trawić ciężkiej kolacji), cały dzień mam dużo energii, mój umysł nagle stał się czysty i kreatywny, W OGÓLE NIE MYŚLĘ O JEDZENIU. To nie jest tak, że się męczę i tęsknie za wszystkimi przetworzonymi produktami. Chyba to jest tak, że organizm dostaje wszystko co potrzebuje i nie wysyła żadnych sygnałów do umysłu. Nie wiem.
Oczywiście schudłam już chyba z 2,5 kilo, co też jest bardzo miłe. Ostatnie trzy dni w ogóle nie chciało mi się jeść:)
To chyba tyle. Raczej nie zamierzam zostać na tej diecie do końca swych dni, przynajmniej dopóki mieszkam w tej strefie klimatycznej. Raz na jakiś czas mam zamiar ugotować sobie kaszę- jak tylko przyjdzie mi na nią ochota:)
Póki co z entuzjazmem polecam tą dietę każdemu kto tylko mnie słucha :)
Co zabawne, powoli przekonuje do niej mojego kolegę mięsożercę i coca-cola pijcę:) I chrupiemy sobie razem w pracy pyszne sałatki :)

p.s. Przepraszam wszystkich PRAWDZIWYCH witarian, że śmiem tak nazywać swoją dietę. Nazwijmy to jakkolwiek, to tylko etykietki pozwalające nam poruszać się po świecie:)







czwartek, 17 czerwca 2010

Witaj po radosnej stronie życia!!

Dziękujemy firmom Coca-cola i Pepsi-cola za produkowanie wspaniałych, słodkich, orzeźwiających, tuczących napojów dostępnych nawet w najmniejszych afrykańskich wioskach. Dziękujemy za łamanie praw pracowniczych i represjonowanie związków zawodowych, bo przecież trzeba trzymać krótko głupich wieśniaków, którzy próbują się wzbogacić pracując 7 dni w tygodniu po 14 godzin dziennie.Dziękujemy za produkcje ton plastiku, wprawdzie będzie się on rozkładał kilkaset lat, ale to przecież nieważne. Najważniejsze, że możemy zaspokoić pragnienie na każdym rogu każdego miejsca na ziemi. I uwolnić radość!! Bo zaspokojenie naszych pragnień jest najważniejsze. Nieważne, ile istot przy tym zginie. Nieważne, że nasz organizm wolałby coś innego.
I na końcu- dziękujemy za napój Mountain Dew z piękną plastikową butelką o kolorze limonki. Niech nam żyje.
Bo z czego mielibyśmy robić nasze kolorowe, ultralekkie kolczyki w sam raz na letnie wieczory?
No z czego?

niedziela, 13 czerwca 2010

urzekła mnie twoja historia...

Od czasu do czasu natykam się w sieci na filmiki w których witarianie ( albo wita weganie, surojady, raw vegans czy jak kto ich woli nazywać ) opowiadają o swojej diecie. I powiem wam szczerze, że patrząc na tych pełnych wigoru i energii ludzi sama mam ochotę "od jutra" zaprzestać spożywania przetworzonej żywności. Nie wykluczone, że w przyszłości skończę jako surojadka, tymczasem korzystając z bogactwa warzywniakowego menu wprowadzam do swojej diety jak najwięcej surowych (tudzież jak najmniej przetworzonych) warzyw. Wzbogacam je jednak kaszami i naturalnym ryżem. I mam się dobrze :)

A teraz poznajcie Tima van Ordena, witariana od dwóch lat, który po przejściu na surówki zaczął uprawiać sporty i wygrywać z dużo młodszymi od siebie zawodnikami.
Druga część tutaj. Znalezione na www.vitalmania.pl

Historia Paula Nisona urzekła mnie również.... oczywiście fakt, że napisał książkę którą teraz naturalną koleją rzeczy próbuje sprzedać powoduje u mnie automatyczne włączenie się zasady ograniczonego zaufania. Mówcą jednak jest dobrym, porywającym i dowcipnym dlatego warto w wolnej chwili posłuchać co ma do powiedzenia.

środa, 2 czerwca 2010

"Czy dieta wegańska ma oparcie w nauce?"


Dzisiaj korzystając z dnia wolnego od pracy wybrałam się na konferencję zorganizowaną przez stowarzyszenie Empatia w ramach TYGODNIA WEGANIZMU. Temat spotkania: "Czy dieta wegańska ma oparcie w nauce?". I tak to wysłuchałam półtoragodzinnego wykładu mgr Małgorzaty Desmond, która z szybkościa karabinu maszynowego bombardowała słuchaczy statystykami, wykresami, badaniami i analizami wszystkich poważnych światowych ośrodków naukowych zajmujących się zdrowiem. W skrócie powiem tak: JEST ŚWIETNIE. Dobrze zbilansowana dieta wegańska jest odpowiednia dla wszystkich (dzieci, kobiet w ciąży, karmiących matek). Z najważniejszych dla mnie rzeczy, z których nie do końca zdawałam sobie sprawę:

-TRZEBA suplementować witaminę B12. Od niedawna dopiero na naszym rynku dostępne są w pełni wegańskie suplementy firmy SOLGAR.
-TRZEBA suplementować witaminę D2. Co ciekawe powinni to robić wszyscy( również mięsożercy) gdyż dostępna jest jedynie w tłustych rybach, których powinno się jeść (aby uzupełnić zapotrzebowanie) 200 g dziennie co z kolei też nie jest korzystne dla naszego zdrowia z powodu zanieczyszczeń wód które dostają się do ryb. Oczywiście w ciepłych miesiącach pobieramy tą witaminę ze słoneczka, ale przez pozostały okres powinniśmy suplementować.
- NIE MA na polski rynku dostępnego wegańskiego preparatu z witaminą D2. Trzeba prosić przyjaciół za granicą:)
- OMEGA 3: doskonałe źródło to zmielone siemie lniane lub garść orzechów włoskich dziennie. -WYSOKIE spożycie kwasów OMEGA 6 (np. w olejach roślinnych) zaburza wchłanianie i tak niskiego poziomu kwasu omega 3.
- SPOŻYCIE SOI nie wpływa na płodność u mężczyzn. Na ten temat wypowiadał się ginekolog który zajmuje się leczeniem niepłodności i przeprowadza właśnie na ten temat badania. Zaleca wręcz on zażywanie produktów sojowych które oczyszczają organizm. Co ciekawe przyznał również, że kobietom które mają problemy z donoszeniem ciąży zaleca przejście na dietę roślinną.
- Nie ma żadnych wiarygodnych badań, które potwierdzają, że spożycie SOI zwiększa możliwość zachorowań na raka (tak podają niektóre źródła).

No i tyle z ciekawostek. Trzeba zaznaczyć, że jest bardzo mało wiarygodnych badań przeprowadzanych na weganach, dlatego bardzo trudno o jakiekolwiek jednoznaczne stanowiska (jak na przykład to, jakie jest zapotrzebowanie organizmu na witaminę B12).

Nie można też dać się zwariować tym wszystkim wykresom i statystykom. Pamiętajmy, że każdy z nas jest niepowtarzalną istotą i powinniśmy przede wszystkim wsłuchiwać się w nasze ciało i jego potrzeby, a nie ślepo wypełniać zalecenia Wielkich Uczonych. Nie wszystko da się zbadać szkiełkiem i okiem. Takie jest moje stanowisko w tej sprawie :)

Dajcie znać jakby ktoś był chętny na slajdy które dostałam z tej konferencji bo było tego dużo (o wapniu, żelazie, białku, o dzieciach, kobietach ciężarnych i karmiących).